Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 6/6. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 6/6. Pokaż wszystkie posty

28 marca 2015

"Złodziejka książek" Markus Zusak

 Narratorem w tej książce jest Śmierć. Na samym początku wydaje się być samolubny, opowiada tylko o sobie. W dalszej części na pierwszy plan wysuwają się rozgrywające wydarzenia, ale i tak narrator wplata swoje myśli i uwagi. Bardzo mnie to denerwowało, ale sądzę, iż jest to celowy zabieg. Ukazuje, że Śmierć nie zadaje pytań, pojawia się gdzie chce i robi to, co chce.

Zabił się, bo kochał życie.

Główną i tytułową postacią jest Liesel Meminger. Jej historia zaczyna się, gdy razem ze swoją matką i bratem jadą pociągiem do rodziny zastępczej do niemieckiego miasta. Niestety chłopczyk umiera w trakcie podroży. W Molching dziewczyna poznaje swoją nową mamę i papę - Rose i Hans Hubermannów. Na końcu pogrzebu swojego brata Liesel zauważa książkę, którą zgubił duchowny. Jej tytuł to "Podręcznik grabarza". Zaczyna ją czytać razem ze swoim papą, gdyż nie opanowała sztuki czytania do końca. Jest to pierwsza książka, którą ukradła. Później pojawiają się kolejne książki, jest ich coraz więcej. Będą to książki z płonącego ogniska, ale najczęściej dziewczynka będzie "kraść" książki z domowej biblioteki, której właścicielem jest burmistrz.
https://lh5.googleusercontent.com/w40a3V-xSEwA4d8cvZq87Q79BR3RRuH2PXThL8MIKSHbtXiSGtP2DrKUiRllYLAn7itBQnSxrmv9T3CVUwHiJXP4DJ2vHw8Vh2BJK_wpRsAFT12ZqMWOPg776w
Jej nowa rodzina żyje w ubóstwie, ale Liesel jest szczęśliwa. Szczególnie ciepło odnajduje u papy. Pewnego dnia w ich domu zjawia się Max Vandenburg. Jest to Żyd i syn dawnego przyjaciela Hansa, któremu obiecał pomóc. Hans nie rzuca słów na wiatr. Oferuje dach nad głową mężczyźnie, z początku śpi w jednym pokoju z Liesel, ale później z obawy przed Niemcami zamieszkuje w piwnicy. Max bardzo zaprzyjaźnia się z dziewczynką. Ciekawą postacią jest też szkolny kolega Liesel - Rudy Steiner. Ma on bardzo jasne włosy i ciągle marzy o tym, by Liesel dała mu buziaka. Chłopca czeka wiele trudnych dni, między innymi w Hitler Jugend. Ale chłopiec nie poddaje się, marzy o tym by być znanym sprinterem.
https://31.media.tumblr.com/3c7b5ec821939529685df8d068215656/tumblr_n096qzTXI91qeb4ffo1_500.gif
Jest to książka jedna z najlepszych jakie ostatnio czytałam, na pewno zapadnie każdemu czytelnikowi długo w pamięć i wywrze duży wpływ na jego psychikę. Główna emocja jaka towarzyszyła mi przy jej czytaniu to wzruszenie. Szczególnie zakończenie było dla mnie szokujące, z jednej strony nie chciałam już czytać dalej, ale pragnęłam skończyć tę historię. Jak bym miała powiedzieć jedno słowo, które oddało by duszę tej książki jest to akordeon, ale nie będę pisać dlaczego, musicie sami się dowiedzieć.

Drobna uwaga. Na pewno umrzecie.

Polecam zdecydowanie każdemu, gdyż książka prezentuje wysoki styl. Spodoba się nawet tym, którzy stronią od tematyki wojennej. Obawiałam się, że będę rozczarowana tą książkę, gdyż nie wszystkie bestsellery przypadają mi do gustu, ale myliłam się.
 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTmSd1P5rFUjOikkpxS3Tod9nB9exJcwCPswHFpdHs7tOFsgL5EMs66png0woD-qZQBC7ZJQSt8wDaVupbToLIP2wjSwvDu0jYsE1oYQkT4tazycC9SHujYN33QHRACZk56rV31pD_Y2Q/s1600/6_Vote.jpg
"Złodziejka książek" Markus Zusak, Nasza Księgarnia, s.496

9 marca 2015

"Chłopiec w pasiastej piżamie" John Boyne

"Chłopiec w pasiastej piżamie" to książka o przyjaźni, która zrodziła się w najokropniejszym możliwym czasie i miejscu. Motyw II wojny światowej jest dość popularny w światowej literaturze, wiele pozycji opowiada o historii Żydów czy Polaków, którzy byli szykanowani przez nazistów. Powieść Johna Boyne'a szokuje, ale także zmusza do refleksji. Autor opowiada historię ośmioletniego chłopca o imieniu Bruno, który razem ze swoją rodziną przeprowadza się z Berlina do małego miasteczka. Powodem zmiany zamieszkania jest awans jego ojca, który jest niemieckim oficerem i został przydzielony, by nadzorować jeden z obozów koncentracyjnych. Tak naprawdę, jego praca polega na wysyłce na śmierć wielu tysięcy więźniów obozu. Jednak chłopiec o tym nie wie, dla niego jest to zwykła przeprowadzka. Jedyne co się zmienia, to wygląd domu, który stale pilnowany jest przez niemieckich żołnierzy i otoczony jest wysokim płotem.

Na czym właściwie polega różnica - zastanawiał się [Bruno]. I kto decyduje, którzy ludzie mają nosić pasiaste piżamy, a którzy mundury?

Chłopiec został pozbawiony swoich przyjaciół, więc zaczyna mu doskwierać nuda. Ciągle wymyśla sobie nowe zabawy, byle tylko czas mijał mu szybciej.Między innymi wymyka się i udaje na dalekie spacery, by poznać okolicę. Pewnego dnia podczas takiej wędrówki Bruno poznaje chłopca o imieniu Szmul, który przebywa na terenie obozu koncentracyjnego. Między chłopcami rodzi się prawdziwa i szczera przyjaźń, mimo iż między nimi stoi drut kolczasty. Bruno zazdrości swojemu przyjacielowi, że może bawić się z innymi dziećmi, a on nie ma z kim. Świat Szmula wydaje się dla nieświadomego chłopca wręcz wymarzonym. Jest to miejsce, gdzie nie trzeba słuchać rodziców, uczyć się, a jedynie spędzać czas na zabawie. Bruno bez wahania zgadza się przejść pod płotem na teren obozu, by pomóc Szmulowi odnaleźć zaginionego tatę. Chłopiec przebiera się w "pasiastą piżamę" i wybiera się ze Szmulem na poszukiwanie. W tym samym czasie w obozie rozpoczynają się przygotowania do kolejnych mordów w komorach gazowych...
Książka Johna Boyne'a ukazuje świat wojny i obozów koncentracyjnych z perspektywy dziecka, które jest naiwne i ufne. Zarówno Bruno, jak i Szmul nie rozumieją tego, w jak okrutnym miejscu się znaleźli. Oboje wolą się bawić i spędzać ze sobą czas. Po prosu chcą być dziećmi, niestety na przeszkodzie staje im wojna. Powieść napisana jest przystępnym językiem. Nie trzeba posiadać dużej wiedzy historycznej, by ją zrozumieć. Bolesny motyw został przedstawiony w sposób niezwykle prosty, językiem małego chłopca, dla którego albo coś jest czarne albo białe, złe lub dobre. Przez co powieść staje się wiarygodna i prawdziwa. Książka przedstawia dwa, zupełnie inne światy. Po jednej stronie mamy Niemców, z których jedni dokonywali zbrodni, a drudzy nie chcieli temu się sprzeciwić, a nawet tego dostrzec. Po drugiej stronie są niewinni ludzie, którzy są mordowani i prześladowani za to, że są Żydami, Polakami czy innymi narodami. Prawda jest taka, że wszyscy jesteśmy tacy sami, potrafią ją dostrzec tylko małe, bezbronne dzieci.
Bardzo ciekawy jest fakt, iż John Boyne napisał tę książkę w niecałe trzy dni. Autor powiedział w wywiadzie, że ta książka siedziała mu w głowie od dłuższego czasu. Nigdy wcześniej nie robił badań na temat Holokaustu, nie szukał informacji, po prostu w ciągu stu godzin sporządził pierwszy szkic. Co jest jeszcze ciekawe, Boyne skończył pisać w swoje trzydzieste trzecie urodziny. Oczywiście książkę później nieco zmieniono, ale główna oś fabuły pozostała niezmieniona.

Miarą dzieciństwa są dźwięki, zapachy i widoki, dopóki nie nadejdzie mroczna epoka rozsądku.

Książka bardzo mnie wzruszyła, nie da się być wobec niej obojętnym. Wywołała we mnie wiele emocji, od złości przez strach do smutku. Po jej przeczytaniu w mojej głowie pojawiło się wiele pytań, w tym te odnoszące się do obecnej historii. Zastanawia mnie dlaczego ciągle na świecie są wojny, ile ich jeszcze będzie, by ludzi wyciągnęli wnioski, zrozumieli, że giną niewinni ludzie. Powieść "Chłopiec w pasiastej piżamie" po prostu urzeka, gdyż w prosty sposób pokazuje motyw zła i wojny. Jest to książka, o której długo nie zapomnę. Polecam, jest to pozycja obowiązkowa.
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTmSd1P5rFUjOikkpxS3Tod9nB9exJcwCPswHFpdHs7tOFsgL5EMs66png0woD-qZQBC7ZJQSt8wDaVupbToLIP2wjSwvDu0jYsE1oYQkT4tazycC9SHujYN33QHRACZk56rV31pD_Y2Q/s1600/6_Vote.jpg
  "Chłopiec w pasiastej piżamie" John Boyne, Replika, s.202

5 marca 2015

"Na granicy zmysłów" Przemek Kossakowski

Przemek Kossakowski napisał reportaż, w którym dowiadujemy się o jego podróżach po Polsce, Ukrainie, Rosji i Bałkanach. Odwiedzał tam uzdrowicieli, ekstrasensów, szeptunki, szamanów, wróżów, znachorów czy bioenergoterapeutów. Między innymi naprawiano mu aurę, mówiono nad nim zaklęcia, odmawiano modlitwy, a nawet odprawiano egzorcyzm nad przednim kołem samochodu. Podczas tych wszystkich wizyt u Przemka wykrywano najrozmaitsze choroby, następnie je leczono, później wykrywano kolejne i tak dalej. Kossakowski odnalazł najprawdziwszych cudotwórców, ale też zwykłych miejscowych szamanów. Zastanawiam się, jak bardzo musiał być odważny, by zaufać tym wszystkim ludziom i oddać się w ich ręce. Przemek jak podkreślał to w swojej książce, robił to, by zabić nudę, która wkradła się w jego życiu. Dzięki spotkaniom z tymi ludźmi, zdobył wiele nowych doświadczeń - chodzenie po rozżarzonych węglach, głaskanie jadowitego pająka, palenie lnu na głowie, okładanie wnętrznościami zwierząt czy pogrzebanie się żywcem. Jestem pełna podziwu, ilu czynnościom poddał się Kossakowski. Zdziwiło mnie też, ile mistrzów w swoim fachu, czyli w medycynie niekonwencjonalnej, wciskało mu jawnie kit, kłamiąc prosto w oczy.

Człowiek rzadko cieszy się z tego, co ma. Zaprawdę powiadam, nie zna człowiek dnia ani godziny. Jak to się wszystko może zmienić w jednej chwili i ani kierunku, ani dynamiki zmiany nie przewidzisz ani nie okiełznasz.

"Na granicy zmysłów" to nie rozprawa naukowa czy poważny reportaż. Nie jest to też katalog uzdrowicieli, nie spotkacie tam numerów telefonu czy adresów. Jest to książka pełna dobrego dowcipu. Kossakowski lekkim językiem zrelacjonował swój program nagrywany dla stacji TTV. To pozycja o ludziach, którzy całkowicie poświecili się swojej pracy, ukazane są rzeczy czasami niewiarygodne, a czasami zwykłe, przyziemne. Przemek swoją karierę zaczął od przeprowadzenie samodzielnej dokumentacji, która bardzo się spodobała w telewizji. Następnie zaproponowano mu własny program: "Kossakowski. Szósty zmysł". Ja nie widziałam tego programu i sądzę, że te wszystkie spotkania są ciekawsze w telewizji, ale ja polecam zacząć od książki, która wprowadza czytelnika w swój klimat. A widząc je na żywo, moglibyśmy się rozczarować.
 Pierwsza część książki jest najbardziej ironiczna i śmieszna, pełna emocji i ciekawych metafor autora. Kolejna część była pełna niedowierzania z mojej strony. Jedne osoby zaskoczyły mnie pozytywnie, a drugie wręcz ośmieszały się same. Ostatnia część najbardziej mi się spodobała, humor ustępuje miejsce zadumie i wyciszeniu. Najbardziej spodobał mi się opis działającej hipnozy czy własnego pochówku. W niej też dostrzegamy przemianę Kossakowskiego, w dodatku całość kończy się naprawdę niewiarygodnie.

Przez całą książkę można zauważyć, że Kossakowski nie szuka sensacji, byle tylko zwiększyć oglądalność swojego programu. Jednak na końcu to się zmienia, gdy dociera do szamanów z Ułan Ude. Byli oni ubrani w inny sposób niż Przemek to sobie wyobrażał. Mieli na nogach markowe adidasy, a na szyi złote łańcuchy. I prośby Kossakowskiego o przebranie się czy zmiany miejsca, były trochę nachalne i niepotrzebne. Mimo iż Przemek przez większość czasu żartuje, to na końcu poznajemy jego prawdziwe oblicze, staje się poważny i dojrzały, a dzieje się tak pod wpływem spotkania właśnie z szamanami z Ułan Ude, gdzie odnalazł to, czego szukał od początku swoich wypraw.

Człowiek bardzo często reaguje śmiechem, kiedy czegoś nie rozumie. Intensywność śmiechu wzrasta proporcjonalnie do braku zrozumienia. W tej sytuacji mamy taki poziom braku zrozumienia, że, no cóż... może jednak powinienem rozważyć utratę przytomności.

Książka bardzo mi się spodobała, mimo że nie interesuje się medycyną niekonwencjonalną, urzekł mnie sposób przekazu, autor w "inny" sposób przybliża nam ten ponadzmysłowy świat. Kossakowski bawi się słowami, a przede wszystkim pokazuje, że ten "drugi świat" istnieje. Polecam wszystkim, bez wyjątku.
 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTmSd1P5rFUjOikkpxS3Tod9nB9exJcwCPswHFpdHs7tOFsgL5EMs66png0woD-qZQBC7ZJQSt8wDaVupbToLIP2wjSwvDu0jYsE1oYQkT4tazycC9SHujYN33QHRACZk56rV31pD_Y2Q/s1600/6_Vote.jpg
"Na granicy zmysłów" Przemek Kossakowski, Otwarte, s.403

4 stycznia 2015

"Love, Rosie" ("Na końcu tęczy") Cecelia Ahern

"Love, Rosie" (pierwotna nazwa "Na końcu tęczy") to powieść Cecelii Ahern. Pisarka jest również autorką bestselleru "P.S. Kocham Cię". Niedawno książka została zekranizowana w gwiazdorskiej obsadzie, m.in. Rosie zagrała Lily Collins.

Rosie i Alex od dzieciństwa są nierozłączni. Razem się kłócili, wygłupiali i bawili. Byli prawdziwymi przyjaciółmi. Jednak ich życie zmienia się, gdy tata Alexa dostaje korzystną ofertę pracy w Bostonie. Zatem 17-letni Alex opuszcza Irlandię. Natomiast Rosie niespodziewanie dla wszystkich w wieku 18 lat zachodzi w ciążę i wszystkie jej plany legną w gruzach. Alex natomiast układa sobie pomału życie w Ameryce, lecz nadal ich przyjaźń trwa. Czy ich znajomość przetrwa wiele lat i tysiące kilometrów rozłąki?


Książka nie jest napisana w standardowy sposób. Jest to powieść epistolarna - zbiór e-maili, listów i kartek okolicznościowych, których autorami nie są tylko główni bohaterzy, lecz też ich rodzice, znajomi, rodzeństwo, dzieci, nauczyciele czy pracodawcy. Akcja utworu jest bardzo dynamiczna, gdyż opisane w nim wydarzenia odbywają się na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Dzięki temu każdy list czy e-mail jest interesujący, można się z niego dowiedzieć wielu istotnych informacji. Razem z bohaterami poznajemy ich życie - od podstawówki przez liceum, college, pracę do samej starości.

Bohaterowie "Love, Rosie" nie są idealni, lecz autentyczni. Popełniają błędy i to dość często, za które płacą wysoką cenę - są z niewłaściwymi ludźmi czy rezygnują ze swoich marzeń. Najważniejszą wadą Rosie czy Alexa jest to, że kierują się prawie zawsze rozumem, a nie sercem. Oczywiście moją ulubioną postacią jest Rosie, bardzo jej współczułam, gdyż całe życie miała pod górkę. Jest kobietą, która nigdy się nie poddaje. Na początku nie radziła sobie jako matka, lecz gdy jej córka Katie dorastała, bardzo się cieszyła, że ją ma.

Życie jest zabawne, prawda? Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki stają się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz. Tak łatwo jest się zgubić.

Powieść wywołuje skrajne emocje - raz wzrusza, raz rozśmiesza. Uśmiech na mojej twarzy za każdym razem wywoływały błędy robione przez Alexa, a później przez córkę Rosie, w tym słynne "wjem". Porusza też ważne zagadnienia - np. młoda matka czy przyjaźń damsko-męska. Cecelia trzyma w napięciu do ostatniego listu i bardzo tym angażuje czytelnika - raz przy czytaniu się cieszysz, że bohaterowi wszystko dobrze się ułożyło, a raz złościsz, gdy życie znowu robi mu psikus.
Nie lubię, gdy książka ma okładkę filmową, lecz ta bardzo mi się spodobała. Ma swój klimat i magię. Dzięki nowemu wydaniu i ekranizacji powieść zyskała nowe życie, gdyż była już na rynku od kilku lat.

Teraz już wiem na pewno, że tam, na końcu tęczy, czeka na mnie spełnienie marzeń.

Polecam każdej nastolatce czy dorosłej kobiecie, również mężczyznom! Jest to ciepła, rodzinna powieść oraz cenna nauka, że najważniejsze w życiu są tylko chwile.
"Love, Rosie" ("Na końcu tęczy") Cecelia Ahern, Akurat, s.512

18 grudnia 2014

"Pacjentka z sali numer 7" - Baptiste Beaulieu


Autorem książki "Pacjentka z sali numer 7" jest młody francuski lekarz - Baptiste Beaulieu. Powieść jest zainspirowana jego blogiem „Alors voilà: dziennik pojednania leczonych i leczących”, który bije rekordy popularności. Narratorem książki jest młody lekarz, pracujący na Oddziale Ratunkowym. Opowiada o 7 dniach i 1 nocy ze swojego życia. Bohater spotyka wielu chorych, tych umierających i tych ze zwykłymi przypadłościami. Dla każdego ma przygotowaną opowieść, którą pociesza, rozśmiesza, daje nadzieję i siłę do walki o życie. Mówi prostymi, ale mądrymi zdaniami. Kilka razy dziennie odwiedza pacjentkę z sali numer 7, leżącą na Oddziale Opieki Paliatywnej (oddział, w którym znajdują się osoby nieuleczalnie chore). Tam na syna czeka piędziesięciokilkuletnia kobieta, której dni są policzone. Lekarz za wszelką cenę swoimi opowieściami usiłuje utrzymać ją przy życiu.

Są Ci, którzy dają, i ta, która kradnie. Pielęgniarki, salowe, lekarze dają. Choroba kradnie.

Powieść ma formę pamiętnika. Narrator opisuje prawdziwe historie, które wydarzyły się w szpitalu. Zmieniona jest niekiedy płeć pacjentów i ich nazwiska, oddające osobowość bohatera, np. Wódź Pocahontas, Pan Magdalenka czy Pan Drobiazgowy. Każda postać jest bardzo charakterystyczna. Autor oprócz pacjentów opisuje też pracowników szpitala, m.in. Blanche, Szpatułkę czy Amelie. Baptiste w stosunku do swoich pacjentów jest trochę kłamcą, ale tylko dlatego, by łatwiej ich wyleczyć. Ma też specjalną technikę pocieszania "Pierdu-Pierdu".


Akcja książki jest bardzo dynamiczna i szczegółowa. Książka podzielona jest na opis 7 dni i 1 nocy. Dodatkowo przed kolejnymi wpisami podane jest miejsce, a czasami godzina. Dzięki temu możemy poznać dokładnie życie w szpitalu. Autor prześwietla cały szpital, od podziemi do piątego piętra, tam właśnie narrator poznaje Kobietę - Ognistego Ptaka, nieuleczalnie chorą, która całymi dniami czeka na swojego syna Thomasa. Nie chce jeść, nie przyjmuje środków przeciwbólowych. Jedyne co ją trzyma przy życiu to opowieści i anegdoty - o szpitalu, pacjentach i lekarzach. Początkowo opowiadaniem zajmuję się sam narrator, później włącza się w to coraz więcej osób. 


"Pacjentka z sali numer 7" to książka, którą czyta się z podtrzymującymi od zmęczenia powiekami. Mogę ją porównać do dobrego serialu, gdyż mogłaby nie mieć końca. Mimo swojej prostoty zawiera głębokie przesłania. Powieść zawiera również dużą dawkę humoru, bardzo dużą. Obecne są również nieoczekiwane sytuacje, w niektóre aż trudno uwierzyć.


Książka ma swój wyjątkowy charakter. Łączy komizm z tragizmem, życie ze śmiercią. Nie jest to łatwa lektura, gdyż porusza ciężką tematykę. Przede wszystkim chwyta za serce, ukazuje, że lekarze to też ludzie, mogą popełniać błędy, ale nie są obojętni na śmierć i cierpienie drugiego człowieka. Książka wywołała we mnie skrajne emocje - smutek i radość, ciekawość i obrzydzenie, jednak nie raz uroniłam łezkę. Najważniejsze jest to, iż powieść skłania do refleksji, gdyż każdy z nas ma wspomnienia związane ze szpitalem - pierwsza kroplówka czy pierwszy zastrzyk. Zazwyczaj są to złe wspomnienia, jednak książka sprawię, że odzyskujemy wiarę w lekarzy. Polecam zdecydowanie każdemu. 


"Pacjentka z sali numer 7" Baptiste Beaulieu, Amber, s.304

10 grudnia 2014

"Gwiazd naszych wina" - John Green


John Green jako dwudziestodwulatek pracował w szpitalu dziecięcym. Autor przez 12 lat pragnął napisać książkę o dzieciach z nowotworem - nie o dzieciach z plakatów, pełnych siły i odwagi, którzy w pełni zgadzają się ze swoją chorobą, lecz o prawdziwych chorych na raka, o ich rodzinie i przyjaciołach, którzy muszą sobie poradzić z faktem, że osoba, którą kochają, umrze młodo.
Dni głównej bohaterki, a zarazem narratorki Hazel Grace są policzone, gdyż ma raka płuc. Dziewczyna nie oszukuje samej siebie, nie liczy na cud, wie, że zostało jej niewiele czasu. Jednak gdy czarujący Augustus Waters pojawia się na spotkaniu grupy wsparcia, życie Hazel zaczyna się od nowa.

Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje.

Nie wiem, czy jest taka książka, przy której czytaniu tak wiele razy płakałam i jednocześnie śmiałam się. Również cieszyłam się z samego faktu, że czytam tę powieść. Wszystkie momenty w utworze są poważne, chwytające za serce i otwierające szeroko oczy, jednak John Green napisał tę książkę w taki sposób, że nieraz zaśmiałam się głośno.


Hazel... Jej charakter był jak oddech świeżym powietrzem. Była prawdziwa i pokochałam ją za jej podejście do "uciekającego" życia. Dziewczyna nie oszukiwała samej siebie, nie była podła ani też w stanie głębokiej depresji. Hazel może nie była perfekcyjna, ale też nie siedziała bezczynie, patrząc na zegarek.

- Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. 
- Może "okay" będzie naszym "zawsze".
    - Okay - zgodziłam się.

Augustus Waters to mój wymarzony chłopak. Zrobiły wrażenie na mnie jego dowcip, charyzma i oczywiście jego metafory.

-Nie zabijają, dopóki ich nie zapalisz - powiedział, kiedy samochód zatrzymał się przy nas. - A ja nigdy żadnego nie zapaliłem. Widzisz, to metafora: trzymasz w zębach czynnik niosący śmierć, ale nie dajesz mu mocy, by zabijał.


Hazel i Augustus żyją literaturą i to pod jej wpływem wpadają na odważny pomysł, wokół którego toczy się powieść. W książce znajdziemy też elementy typowe dla każdego nastolatka - bunt, kłótnie z rodzicami czy prawdziwa przyjaźń.

To tylko nasza, a nie gwiazd naszych wina

Kompletnie zaangażowałam się w tę książkę. Nie tylko główni bohaterzy skradli moje serce, ale też Izaak, rodzice, Peter van Houten i nawet ten przeklęty zbiornik z tlenem - Philip. Autor dostrzegł wszystkie powtarzalne punkty z opowieści o dzieciach nieuleczalnie chorych. Bohaterowie sami śmieją się, że posiadają takie przywileje ("Bonusy rakowe") oraz "Ostatni Dobry Dzień".

Ta powieść jest piękna, zabawna i perfekcyjna w każdym calu. Po jej przeczytaniu człowiek uświadamia sobie, jak życie jest niesprawiedliwe. Niektórzy mają szansę żyć długo, założyć rodzinę, i spełnić swoje marzenia. Jednak  pozostają też ci, którym brakuje na to czasu. John Green ukazał, że nawet będąc chorym na nowotwór, można żyć normalnie, można zrealizować swoje najskrytsze pragnienia i przede wszystkim można znaleźć prawdziwą, odwzajemnioną miłość, do której każdy ma prawo. 


"Gwiazd naszych wina" John Green, Bukowy Las, 2013, s. 312